W pewnym momencie ścieżka zaprowadziła nas bardzo nisko nad poziom morza, gdzie znajdowały się schody. Po kilkudziesięciu krokach nasze nogi stanęły na fragmencie nieziemsko nierównego, skalisto-wapiennego brzegu, po którym trzeba było umiejętnie się poruszać. Wszędzie były zagłębienia z wodą, muszlami i ...ślisko. Zaskoczyło mnie bardzo, że gdzieniegdzie wapień obrastał przyklejone do niego muszle.
Następnie powędrowaliśmy w stronę dzikiego brzegu, pomiędzy ogromną
białą ścianą, a szumiącymi bałwanami morskich fal. Nierówny brzeg
został zastąpiony wielkimi fragmentami odłupanych bloków, które kiedyś
bezpowrotnie upadły i z żalu pożółkły.
Raz porośnięte były miękko
zielonymi, a raz czarnymi wodorostami. Zieleń była tak nasycona i gęsta, że
sprawiała wrażenie jakby wyścielała dywanem rajską dolinę. Kilka kroków
dalej, dołączyły do tej palety barw mieszaniny niezliczonej ilości
drobnych i większych, szaro-brązowych kamieni i krzemieni.
Nie mogłem się nadziwić takiej nasyconej gamie kolorów i różnorodności kształtów w jednym miejscu.
Naprawdę niesamowite miejsce...
robisz piękne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńJa też zaczynam prowadzić bloga o fotografii, obserwuje i zapraszam do mnie http://naataliaphotography.blogspot.com/